Wyzwanie samo Akceptacji

Szczyt góry

W pogoni za swoimi celami. W pogoni za swoimi wyzwaniami. W pogoni za swoimi wizjami. Łatwo jest zatracić się i zapomnieć o sobie. Wiele osób pisze do mnie listy. Czytelnicy w nich opisują bardzo szczegółowo swoje wizje i plany. Czytając te listy zawsze zwracam uwagę na jeden bardzo istotny szczegół. Czy te wizje i plany nie pochłoną całkowicie tej osoby..., albo – co gorsza – ta osoba dąży do swoich celów, bo nie akceptuje siebie samego w tej chwili? Na szczęście jeszcze nie zdarzyło mi się trafić na taki list. Mój jednak życiowy problem zawsze polegał na tym, że nie potrafiłem zaakceptować siebie przez co dążyłem do swoich celów mając wrażenie, że wcale nie posuwam się do przodu. Nieważne co bym robił zawsze znalazł się ten jeden problem nie perfekcyjności. Można podjąć wiele wyzwań. Pójść na siłownię, nauczyć się gotować, pisać bloga, nauczyć się lepiej przemawiać, przeczytać 100 książek. Istnieje jednak jedno wyzwanie, które musiałem wykonać dzisiaj. A jest to samoakceptacja.

Wyjaśnienie

Powiedzmy, że masz niskie poczucie wartości i ogólnie rzecz biorąc masz jakieś powody by siebie nie lubić. Wierzysz, że wszystko jest czarne i mniej lub bardziej spieprzyłeś sobie życie. Pragnienie zatrzymania tych przekonań tylko służy za kolejny dowód, że tak jest.
 
To naturalne, że dążymy do lepszych wersji samych siebie. Ustawiamy sobie cele. Jednak czy musimy to robić dlatego, że nasza obecna wersja lub poprzednia wersja coś schrzaniła i mniej, lub bardziej nienawidzimy się za to. Logiczne by było wizualnie poprzytulać swoje poprzednie instancje i z tym uczuciem iść do przodu, ale to nie jest takie łatwe.
 
Gniew, nienawiść, poczucie winy w stosunku do siebie. To jednak tylko połowa problemu. Gorzej, jeśli te osiągnięte cele i stawanie się lepszym sobą wciąż nie rozwiązywało niczego wewnętrznie. Wiedziałem, że jest to jeden z moich głównych problemów.
 
Na przestrzeni życia umarłem mentalnie już 6 razy, ale każda moja następna wersja ma dokładnie ten sam problem. Brak samoakceptacji.
 
A teraz, gdy stoję przed drzwiami numer 7. Zastanawiam się co jeszcze muszę zrobić zanim przejdę przez te drzwi zmian, bo są problemy, które powtarzają się jak zdarta płyta.
 
Stawianie sobie wyzwań nic nie da, dopóki nie zrobię tego.

Akceptacja wyzwania samoakceptacji

Postanowiłem się skoncentrować na tym, co już wiem i czego już doświadczyłem.
 
Samoakceptacja jest pełna paradoksów. Akceptacja tego, że nie jesteś zawsze tą pewną siebie osobą sprawi, że zawszę będziesz się czuł bardziej komfortowo wśród ludzi. Nie będziesz oceniał innych, więc inni nie będą oceniali cię.
 
Akceptacja tego, że czasem jesteś smutny i nie taki super wesoły jak inni sprawi, że będę szczęśliwszy.
 
Akceptacja tego, że inni są od ciebie lepsi sprawi, że bardziej się skupisz na tym, jak sobie pomóc.
 
Obecnie codziennie jesteśmy bombardowani informacjami, które wypaczają nam wizję świata. W końcu nikt nie chce się utożsamiać z przegranymi, czyż nie? W telewizji czy w internacie łatwo jest sprzedać magiczne rozwiązania na wszystkie problemy. Jest to też problem z punktu widzenia konferencji motywacyjnych.
 
"Wyeliminuj strach i ból: nasyć się papką motywacji i wszyscy ciebie pokochają"
 
Jedno jest pewne ciągły obraz i hałas o tym, jak:
 
Wszyscy inni mają już swoje miejsce na ziemi. Wszyscy inni są już szczęśliwi. Wszyscy inni już są ludźmi sukcesu. Wszyscy inni chodzą na randki i mają ostry seks :)
 
W niczym to nie pomaga.
 
Dochodzi do zabawnej sytuacji, gdzie ludzie pomimo tego, że mają stałą dobrze płatną pracę, mają wiernych przyjaciół, mają pieniądze, mają zdrowie i urodę...
 
...potrzebują kogoś, kto powie jesteś w porządku.
 
Nie jesteśmy perfekcyjni i to jest całkowicie akceptowalne.
 
W takich chwilach rozumiem, że nie ma niczego złego w ulepszaniu samego siebie, ale nie mogę oczekiwać, że to rozwiąże wszystkie moje problemy. Jakby to była jakaś magiczna pigułka.

Moje drzwi numer 7 nie wyleczą mnie ze wszystkiego.

Przez lata walczyłem ze swoim strachem przed ludźmi. Czuję, że mogę się otworzyć. Czuję, że mam odwagę. Nie zmienia to jednak faktu, że cokolwiek bym nie zrobił, nie stanę się osobą, która potrafi rozmawiać z każdym w pokoju.
 
Mogę przez lata ćwiczyć swoje wystąpienia publiczne, ale wcale nie znaczy to, że nie mogę popełnić gafy. Trzeba pilnować się cały czas, bo ćwiczenia i nawyki wciąż nie są tą magiczną pigułką.
 
Przez lata pisałem bloga programistycznego. Moja pisownia jest coraz lepsza i potrafię pisać za pierwszym razem poprawne zdanie. Nie zmienia to faktu, że nie będę pisarzem i kimś znanym z tego powodu. Super by było zawsze pisać tekst poprawnie, żeby nie wymagał sprawdzania.
 
Programowanie to niekończąca się opowieść. Nie można tutaj stać się idealnym programistą i mieć wszystko z głowy. To ciągła nauka nowych rzeczy.
 
Moje relacje z rodziną są lepsze niż kiedykolwiek, nie zmienia to faktu, że nigdy nie będą takie jak te ukazane w filmach. Nie dajemy sobie prezentów na gwiazdkę w tle jakiejś wesołej muzyki przy jasnych kolorach w pomieszczeniu.
 
Chciałbym kontrolować swoje emocje i zawsze podejmować te właściwe decyzje, aby nie ranić innych, nawet swoim kosztem. Jednak jestem też człowiekiem i mogę przestać się kontrolować. Nieważne ile lekcji i kursów bym przeszedł na temat niebycia swoją emocją, czasem nie można kontrolować tego słonia. A bycie robotem tworzy inny problem.

Kto by pomyślał, że tego tak dużo jest.

Można stworzyć sobie całą listę rzeczy, w których nigdy nie będziemy perfekcyjni nieważne jak byśmy się starali.
 
Trochę to śmieszne, ale czytając listy swoich czytelników i widząc ich zmagania zacząłem sobie przypominać, ile to wysiłku musiałem wkładać by być tutaj. Tak już o tym zapomniałem.
 
Szczyt góry nie istnieje. A im wyżej, tym mniej jest tlenu i silniej wieje wiatr.
Wydaje się, że aby wspiąć się jeszcze wyżej trzeba po prostu robić ciągle to samo.
Jednak nie jest to takie łatwe.
 
A ja będąc tam wyżej nie czuję abym coś osiągnął. A jeśli nawet już, to czar szybko prysł.
 
Każdy może mieć problemy rodzinne. Każdy może być smutny w pewnym momencie życia. Każdy może czuć się mało męski/kobiecy w pewnym momencie życia. Kwestionować swoje wybory życiowe.
 
Każdy chciałby być bardziej zmotywowany i stać się jeszcze lepszym człowiekiem sukcesu (cokolwiek to znaczy).
 
Na pewno "ciężkość" tej wspinaczki po tej górze nie powinna być wymówką do nic nierobienia.
 
Chodzi jednak o to, że szczyt tej góry nie istnieje. Nie ma sensu dążyć do perfekcyjności, bo ona nie istnieje.
 
Z drugiej strony, jeśli szczyt góry nie istnieje, to gdzie on jest?
 
O co ja walczę?
"Szczyt jest w miejscu, w którym stoisz jak w krok przed tobą"
 
Perfekcja nie jest ostatecznym punktem, tylko sam proces samodoskonalenia.
 
Trzeba "akceptować" swoje obecne miejsce w danym procesie.
 
Tak jak programowanie, które jest niekończącą się opowieścią technologiczną, to się nigdy nie kończy.
 
Wyzwanie akceptacji sprowadza się więc do dwóch zdań.
 
"Dopóki będę pracował nad sobą i mam zaufanie do siebie, to na chwilę obecną mogę i chcę zaakceptować miejsce, w którym jestem"
 
Cezary Walenciuk
Nazywam się Cezary Walenciuk. Pracuję w Warszawie przy różnych projektach webowych i mobilnych. Moim marzeniem jest pomaganie innym osobom, które zaczynają swoją przygodę z programowaniem. Jeśli chcesz mi pomóc użyj któregoś z przycisków na dole bądź dodaj komentarz.

blog comments powered by Disqus