Szczęście ! Kto go nie chce mieć. Każdy z nas chce poczuć się dobrze. Mieć miłe, spokojne i łatwe życie. Zakochać się, mieć wspaniały seks. Zarabiać dużo pieniędzy. Wyglądać zawsze pięknie. Być popularnym i mieć dużo znajomych. Być szanowanym i podziwianym w różnych grupach i społecznościach. Ty też tego chcesz?
Chcesz to mieć, więc to bierz. Wystarczy tylko chcieć.
Tia -- łatwo to powiedzieć.
Niestety osiąganie sukcesów życiowych, nie przychodzi tak łatwo.
Gdybyś mnie zapytał "Czego ja w życiu chcę?" jeszcze parę lat temu, gdy byłem studentem, to bym odpowiedział, że "..eh...Chcę być szczęśliwym i mieć pracę, którą będę lubił".
Na tamtą chwilę to był rzeczywiście szczyt tego, co chciałem mieć. Fakt, miałem marzenia, ale wydawały się one tak odległe, że wolałem się nie stresować rozmyślaniem o nich.
Zapewne wiele osób miało tak samo. Dla wielu z nas kiedyś szczytem sukcesu było po prostu mieć pracę, bo to jest Polska i nawet "praca" to luksus. Dla wielu z nas na studiach, czy w liceum szczytem było być po prostu "szczęśliwym" cokolwiek to znaczyło.
Oczywiście obecnie nie jestem maturzystą czy studentem, ale z obecnej perspektywy musiałem sobie zadać parę mocnych pytań.
A teraz Ty czytelniku. Twarzą w twarz przeczytasz te moje słowa i zmierzysz się także z nimi. Nie martw się jestem tutaj z Tobą.
Odpowiedź na pytanie "Co chcę robić w życiu?" nie powinna brzmieć tak banalnie, jak np. "Chcę być szczęśliwym, mieć pracę i rodzinę".
Odpowiedź brzmi tak ogólnikowo, że właściwie nic ona nie znaczy.
Oczywiście ja zrozumiałem ten błąd już na studiach. Dlatego odpowiedź na najważniejsze pytanie się zmieniła.
"Co chcę robić w życiu?"
Być, programować i przemawiać.
"Kim chcę być?"
Chcę być znanym prelegentem i programistą. Mówcą takim, by każdy kojarzył moje imię i nazwisko.
Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Określiłem dosyć jasno i dokładnie, co chcę robić w życiu i kim chcę być i to dawało mi siłę.
Jest dobrze, bo odpowiedziałem sobie na to najważniejsze pytanie rodem z filmu "Chłopaki nie płaczą".
...i mówiąc po młodzieżowemu "koko jambo i do przodu".
Przecież wiem czego chcę i kim chcę być. Ludzie w wieku 26 lat często nie znają jeszcze odpowiedzi na takie pytania. Jestem królem i władcą swoich marzeń.
Tylko gdzie teraz jest moja tęcza i moje kucyki?
Coś jednak poszło nie tak. W tej gonitwie za wizją, obrazem tego, co chcę robić i kim być zmęczyłem się. W czerwcu 2015 roku musiałem się zatrzymać na tym maratonie życia. Coś robiłem nie tak i nie wiedziałem co.
Miałem do siebie pretensje. Przecież robię to, co chcę robić, dlaczego więc staje się to dla mnie coraz trudniejsze. Czyżby ta wizja mojego wspaniałego sukcesu w mojej głowie, zamiast dawać mi benzynę do mojego silnika, dawała mi kwas i wyżerała od środka?
Czułem się rozbity. Jakbym zdradził sam siebie. Czułem, że dałem sobie obietnicę, której nie mogłem dotrzymać. Postanowiłem więc się zatrzymać i po prostu akceptować to, co będzie się pojawiać w moim życiu, aż znajdę odpowiedź na mój wewnętrzny konflikt.
Był to bardzo pozytywny okres w moim życiu, ponieważ zrozumiałem, że nie muszę gonić swoich marzeń, aby być szczęśliwym. Co było dziwne. To właściwie się nawet stało? Mogę po prostu płynąć. Mimo tej sielanki jednak nadal myślałem nad poprzednimi odpowiedziami na te ważne pytania.
Od czerwca 2015 minęło 7 miesięcy i w pewnym zawirowaniu otchłani czasu, patrząc na życie otaczających mnie osób, zrozumiałem "to".
Istnieje o wiele bardziej interesujące pytanie niż takie "co chcę robić w życiu i kim być?".
Być może nawet Ty czytelniku sobie go nie zadałeś?
Jaki ból chcesz mieć w życiu?
Każdy chce mieć wspaniały seks i niesamowity związek - ale nie każdy chce przechodzić przez krępującą ciszę, pierdzenie, bekanie oraz trudne rozmowy, które potrafią ranić cię i kogoś. A rodzina, no cóż, na pewno posiadanie dzieci nie jest czymś bezbolesnym.
Każdy chce mieć wspaniałą pracę i każdy chce być bogatym, ale nikt nie chce cierpieć pracując po 24 godziny na dobę, włączając w to soboty i niedziele. Irytująca praca papierkowa, dojazdy, labirynty hierarchii korporacji, odpowiedzialność w firmie, stres i poczucie wściekłości.
Każdy chce spełnić swoje marzenia. Zostać swoją wizją. Być lepszym "ja". Robić to, co się lubi. Po latach śmiać się z samego siebie, bo wtedy byłeś gałęzią, a teraz jesteś dębem. Czy jednak można to osiągnąć bez bólu? Nie
Ludzie chcą być bogaci bez ryzyka, bez poświeceń. Chcą być z partnerem, drugim człowiekiem i się nie poświęcać (nic dziwnego, że nikomu się nie spieszy do bycia w poważnym związku). A marzenia, no cóż, te o "byciu kimś" nie mogą zostać po prostu kupione jak przedmioty i wymagają wieloletniej pracy.
Szczęście wymaga walki i poświęcenia. Nic dziwnego, że się wypaliłem ze swoimi wizjami sukcesami w czerwcu 2015. Byłem ustawiony na pozytywne aspekty swoich marzeń. Będzie zajebiście. Będzie dobrze. Będzie okej.
Gdy jednak pojawił się ból w formie porażek, potknięć, prawie syzyfowej pracy wydawało się, że coś robię nie tak.
Zacząłem sobie zadawać pytania "Co jeśli?", a potem te pytanie zaczęło się transformować na słowa "To było to?".
A gdy smutek, gniew, irytacja mnie przywitały pojawiło się słowa "Po co to było?".
Po co to było? Po co to jest? Skoro moje marzenia nie są ostateczną odpowiedzią na życie bez bólu.
Ahhh...i tutaj siebie złapałem.
Wiedzieć, że potrzebowałem 7 miesięcy by to zrozumieć.
Pozytywne doświadczenia są łatwo przyswajalne. Ból, cierpienie i negatywne doświadczenia to już jest coś z czym walczymy.
Często wypieramy to. Ta walka często przypomina mierzenie się ze swoim złym bliźniakiem.
Negatywne doświadczenia jednak uświadamiają nam, że często żyjemy nie po to, by mieć określone pozytywne uczucia, tylko po to by unikać określonych form bólu.
Gdy jednak rozumiemy, że ból jest nieunikniony. Zaczynamy go akceptować, bo wiemy, że ma on wyższy cel. Cel, który jest pozytywny.
Znajdź to, co kochasz i pozwól by ciebie to zabiło.
Wiem brzmi to mało motywująco, ale takie jest życie. W pewnym sensie cokolwiek powoli będzie cię zabijało, to przynajmniej wybierz swoją formę bólu. Swoją formę tortury, którą polubisz.
O co chcesz walczyć każdego dnia? O miłość, pieniądze, marzenia, samorozwój.
Co ma być na twoim grobie. O co walczysz?
A może walczysz o za dużo rzeczy na raz i z czegoś musisz zrezygnować.
Każdy człowiek chce być wysportowanym i zdrowym. Nikt jednak takim się nie staje od samego myślenia. Wymaga to fizycznego bólu. Poświecenia czasu na siłowni. Planowania posiłków i swojego życia.
Każdy człowiek chce być finansowo niezależny. Osoby, które obecnie uzyskały taki status na pewno na wielu etapach musiały akceptować ryzyko, że wszystko pójdzie na dno. Być może ich pierwsze 10 startup-ów okazały się błędem, tylko po to, by te 11 osiągnęło sukces. Godziny codziennej pracy nad pomysłem, który może być chybiony.
Każdy człowiek chce prawdziwej miłości (cokolwiek to znaczy). Nie przyciągniesz jednak do siebie atrakcyjnej osoby bez akceptacji emocjonalnych wirów i burz. Jak można znaleźć odpowiednią osobę, taką druga połówkę jabłka bez dostania kosza wiele, ale to wiele razy. Jak można kogoś poderwać bez tworzenia napięcia seksualnego, które być może trzeba będzie później obsłużyć ręką. Ból tutaj będzie w formie głupich pytań i shittestów. Pierwszym warunkiem wygranej w tej grze niestety jest sama gra.
A rodzina...? Chcesz mieć dzieci? Wiesz ile to rodzi problemów?
Co determinuje sukces
Sukces w jakiejkolwiek sferze życia, niestety nie polega na odpowiedzi na pytanie „Co chcesz robić?", "Kim chcesz być?", "Co lubisz?".
Bardziej na pytaniu "Jaki ból będziesz chciał zaakceptować".
Twoje życie będzie wiec zależało od tego, jakie gówno będziesz chciał mieć na swojej glebie, by mogła być ona bardziej żyzna do uprawy roślin.
Jeśli więc coś ci w życiu nie wychodzi, to raczej nie dlatego, że za mało tego pragniesz.
Wszystko ma swoją cenę. Marzenia, miłość, pieniądze.
Jeśli po paru miesiącach czujesz się zmęczony, to być może to, co ścigasz jest czystą "fantazją".
Wyidealizowanym obrazem. Fałszywą obietnicą.
Wiem, bo byłem tam.
Może to, co chcesz nie jest tym, co chcesz mieć. Może po prostu lubisz myśleć, że to chcesz.
A sama realizacja nie da ci tego, co masz w głowie.
Na szczęście w moim przypadku nie zrezygnowałem ze swoich marzeń. Jednak nie mogę skłamać, że to, co miałem w głowie było bardziej fantazją, ale po akceptacji tego faktu chcę iść dalej.
Bycie prelegentem, mówcą na scenie. Bycie programistą, który dobrze zarabia. Bycie znanym w społeczności, ponieważ pomogłem początkującym programistom.
Fantazjowałem o swoich marzeniach latami. Jako dziecko rysowałem postacie do moich gier. Rozpisywałem dokładną mechanikę i kolejność ekranów. Jako student, gdy zrozumiałem, że komputery to nie wszystko, wyobrażałem sobie, że mówię "mądre rzeczy" w sali pełnej ludzi. Chciałem przełamać swoje fobie społeczne, a wtedy miałem problem z zakupem bułek w sklepie.
By to wszystko realizować, by to wszystko mieć, musiałem najpierw skończyć szkolę, potem musiałem znaleźć pracę, potem musiałem zarabiać więcej pieniędzy. A potem musiałem znaleźć czas.
A potem..., gdy to wszystko mogłem rzucić to...
...wszystko wróciło jak z grobu i zostało wskrzeszone jak feniks z popiołów.
Tyle razy te marzenia mogłem schować pod dywan. Mimo to do nich zawsze wracam.
Chyba jednak uwielbiam tę formę bólu. Musiałem tylko odpocząć. Kocham swoje marzenia i trzeba je zabrać na kolejny poziom dojrzałości.
Każdy z nas jest zakochany w rezultacie. W fantazji osiągniętego celu. Ja też tak miałem. Ludzie klaszczący na scenie. Bycie znanym i lubianym. Pojawianie się mojego imienia i nazwiska w wielu artykułach programistycznych i dla "normalnych" ludzi.
Wszystko to mogłoby umrzeć z dnia na dzień, gdyby nie fakt, że także kocham ten proces.
Proces dochodzenia do tych celów.
Gdy pierwszy raz zrobiłem prezentację, jako student cały się trząsłem. Byłem zdenerwowany. Później było tylko trochę lepiej. A potem słaba prezentacja goniła słabą prezentację.
Pisanie bloga pomimo dysleksji. W pierwszym roku pisania bloga otrzymałem tyle listów proszących mnie o samobójstwo, że mogłem spokojnie odpuścić sobie go.
Ja kocham proces. Muszę tylko ograniczyć fantazjowanie na szczycie. Czasem też trzeba odpocząć, bo "marzenia" to nie wszystko. Marzenia, to nie całe życie.
Nie wspinasz się na górę, tylko dlatego, że masz fantazję samego siebie na szczycie. Chodzisz po górach, bo samo chodzenie sprawia ci frajdę. Nie musisz być na szczycie, by być z siebie zadowolonym.
Tyle, jeśli chodzi o moje zdanie, ale co jeśli ty w pewnym momencie życia zrezygnowałeś z czegoś.
Zrozumiałeś, że nie kochasz procesu, tylko fantazję z osiągniętego celu.
Co ty gadasz jesteś przegrany
Nasza kultura medialna jednak nie zaakceptowałaby czegoś takiego. Jak to, robisz coś już o tylu lat i nie jesteś na szczycie.
Zapewne na szkoleniu na temat marzeń, ktoś mógłby ci powiedzieć, że jeśli teraz nie masz "tego", to zapewne za mało chciałeś, nie byłeś zbyt odważny, byłeś za mało zdeterminowany...i jak frajer zaakceptowałeś normalne życie w społeczeństwie.
W takiej chwili zapewne chciałbyś powiedzieć takim motywującym panom za pieniądze - "gówno" wiesz, więc nie wypowiadaj się o moim życiu.
Sam tego doświadczyłem. Każdy chce nagrody, ale nie wysiłku. A potem możemy zdać sobie sprawę, że to, czego chcemy, ta "fantazja" nie jest nam aż tak bardzo potrzebna.
Nie ma w tym niczego złego. Każdy mówi o nagrodach, ale nikt nie mówi o poświęceniach, które trzeba wykonać. A może jakieś poświecenie nie jest tego warte.
Dotyczy to nie tylko marzeń, ale także miłości i pieniędzy.
Wszystko ma swoją cenę i ból. Nie o wszystko warto walczyć.
To kim jesteś jest zdefiniowane w twoich wartościach, o które chcesz walczyć i cierpieć. Ludzie, którzy czytają książki będą wiedzieć więcej. Ludzie, którzy lubią ryzyko wynikające z artystycznych marzeń mają największą szansę, aby je spełnić. Ludzie, którzy chodzą na siłownie będą w dobrej formie. Ludzie, którzy lubią pracować po godzinach, przy tym analizując politykę korporacji, najszybciej wejdą na szczyt. Ludzie, którzy prezentują się na scenie w końcu zostaną zauważeni i będą lepsi w tym co robią. Ludzie, którzy piszą blogi nawet pomimo dysleksji będą coraz lepiej pisać.
Ile bólu jesteś w stanie znieść i jaki ból chcesz zaakceptować?
To, co wybierzesz zdefiniuje twój sukces. Tak, aby nie zadawać sobie pytań "Po co to było?". Nawet jeśli inni nie zrozumieją twojej historii "swetra".