Od kiedy pojawiłem się w Warszawie mogłoby się wydawać, że nic dobrego mnie nie spotkało.
Studia, praca. Potem szukanie kolejnej pracy.
Po zrezygnowaniu z tej dziwnej propozycji pracy rozpoczęło się kolejne jej szukanie,
Tamten wtorek dobiegał końca. Spojrzałem na listę e-mail z ofertami pracy, zatwierdzałem je i szykowałem się do kolejnego pojedynku. Czułem się bardziej zmotywowany. O dziwo też bardziej zacząłem wierzyć w siebie.
Czasem rzeczywiście dobrze postawić na swoim. Następny dzień nie był jednak taki sympatyczny.
Akcja dzieje się w kwietniu 2012 roku
Mimo tego całego zamieszania, w środę, w Grupie .NET WODNUG poprowadziłem prezentację na temat “ADO.NET Entity Framework : Code First”.Niestety prelekcja wyszła bardzo słabo, a terminu niestety nie mogłem odwołać, mimo iż chciałem. Byłem tak słabo przygotowany, że w pewnym momencie prezentacja była prowadzona bardziej przez publiczność niż przeze mnie. Jak się okazało na prelekcję przyszli specjaliści od NHibernate i ADO.NET Entity Framework i spodziewali się jakichś genialnych dyskusji, co jest lepsze od kilka szablonów z kodem.
Pomyślałem sobie, że no cóż, moje marzenia o byciu prelegentem już niżej nie mogły upaść, a ja przecież muszę szukać pracy. Za miesiąc może mnie nie być w Warszawie.
W obliczu tych wszystkich emocji, które przeżywałem zacząłem się zastanawiać, czy w końcu, w moim życiu spotka mnie coś dobrego. Od kiedy ten wyścig szczurów się zaczął już prawie zapomniałem, co to jest uśmiech.
Nie czułem smutku, czy gniewu. Czułem, że dla swojego dobra uśmierciłem się od wewnątrz.
Stałem się tą osobą w Warszawski pociągu, która ma wyraz twarzy jakby umarła.
W piątek miałem rozmowę z panem, który napisał do mnie E-mail i mnie zmotywował do wyjścia z tego 1-dniowego cyrku. Było widać, że jemu zależało na mnie. Mieliśmy małe zgrzyty, co do kwoty 3000 zł netto, ale później w ciągu godziny otrzymałem telefon z potwierdzeniem.
Skakałem, chodziłem, puszczałem sobie fanfary z Final Fantasy 7. W końcu zwycięstwo.
Koniec rozmów i dziwnych pytań, które katują mnie emocjonalnie. Widać, że nie miałem wtedy nastroju na nic.
A tak, à propos nastroju. W tamten piątek miałem jeszcze jedną rozmowę. Postanowiłem przyjść na nią tak na pokaz.
Żałowałem, bo okazała się taką jedną z bardziej denerwujących rozmów o pracę, jaką kiedykolwiek miałem. Miałem wrażenie, że pan programista ciągle chciał mi utrzeć nosa. Ta rozmowa zainspirowała mnie później do wpisu o klasach abstrakcyjnych i rozmowach kwalifikacyjnych.
Pojechałem do Białej Podlaskiej, by się emocjonalnie choć trochę zregenerować i tak zakończył się kwiecień.
Akcja przenosi się do maja 2012
Miesiąc w nowej pracy przebiegał bardzo spokojnie. Studia pomimo dziwnych przedmiotów zostały zaliczone w terminach zerowych.
Pomimo potknięcia na grupie .NET szykowałem kolejną prezentację na temat programowaniu Cross-platformowym w XAMARIN.
Sceptycznie patrzyłem na siebie. Czyżby rzeczywiście w końcu udało mi się ustalić jakąś normę. Zaznam w końcu spokoju. Będę mógł cieszyć się życiem jak wcześniej.
Pamiętam jak w tamtym okresie chodziłem do kina na lepsze-gorsze filmy, by ochłonąć. To była forma medytacji. Niby oglądałem film, ale tak naprawdę w innym wątku destylowałem powstały stres.
Wszystko powoli się układało.
Oczywiście długo to nie trwało. Mój współlokator Jakub i jego dziewczyna zaprosili przyjaciółkę z Białej. Poszli wszyscy do kina i ponieważ nie miałem nic do roboty postanowiłem pójść z nimi, mimo iż widziałem już ten film.
Gdy wróciliśmy z kina z filmu “Spider-Man” zadzwoniła do nas właścicielka mieszkania.
Otóż w związku z tym, że nasz inny lokator niedługo się wyprowadza postanowiła nam podnieść czynsz o 100 zł za każdy pokój. Co więcej, kazała nam szybko znaleźć lokatora.
Jakub wtedy stwierdził, że szybko musimy się wyprowadzić.
Chciałem mieć święty spokój na parę miesięcy, ale za ten pokój na Ursusie dwa metry na dwa metry nie będę płacił 600 zł.
500 zł to już za dużo.
Zmęczenie i nadchodzący znak zmiany
Byłem zmęczony, pamiętam jak robiłem sobie drzemki po dniu pracy. Szczęście też mi nie dopisywało.
Czekając na kolegę w upale 34 stopni dostałem odwodnienia i następnego dnia kręciło mi się w głowie. Chciałem jak najwięcej napić się wody. Wypiłem więc napój, który stał cały dzień przy oknie.
Zatrułem się. Widocznie słońce naświetlając zawartość butelki spowodowało rozwój wspaniałych bakteri. Wyglądałem jakbym umierał.
Odwodniony z brakiem możliwości picia płynów. Do dziś ten określony smak soku Tymbark mi zbrzydł i przywołuje tamte wspomnienia.
Akcja przenosi się do czerwca 2012
Szef w pracy nalegał byśmy pojechali w góry. Jesteśmy kumplami przecież i w miejscu pracy musi być przyjacielska atmosfera.
Odmówiłem. Na co szef stwierdził, że mam jaja. Pracuję tylko miesiąc i nie chcę się integrować.
Prawda była jednak taka, że bardzo, ale to bardzo chciałem pójść na darmowe szkolenie z WinRT w siedzibie Microsoftu i tam poznać ciekawe osoby. Nic nie daje mi takiego kopa jak oglądanie prelekcji i ich analizowanie.
Na tej małej konferencji o Windows 8 było dużo studentów z różnych miast. Wiele z tych osób zazdrościło mi, że już pracuję. Co wykazywało, że istnieje duża przepaść pomiędzy rajem, a piekłem programistycznym.
Teraz wszyscy opowiadają o tym jak fajnie jest być programistą, ale pierwsze miesiące, pierwsze pół roku nie będzie przyjemne, zwłaszcza jeśli nie masz planu.
Ja nie miałem planu i wydawało mi się, że te miesiące w Warszawie maja większą życiową wagę niż całe moje studia inżynierskie, które trwały 3.5 roku.
Patrzyłem na tych studentów i rozumiałem ich zagubienie. Nikt nimi nie pokieruje, a z drugiej strony bez doświadczenia samemu trudno określić, co jest ważne.
Uświadomiłem jednak sobie, że być może rzeczywiście najgorsze mam już za sobą. Muszę tylko czekać.
Po przerwie obiadowej studenci zniknęli. A przecież jest jeszcze losowanie nagród, w tym XBOX-a. Losują pierwszy numerek – nie ma tej osoby – losują drugi numerek – nie ma tej osoby – losują trzeci numerek i… też tej osoby nie ma.
Wszyscy, co zostali zaczęli się śmiać, że studenci przyjechali tutaj tylko po to, by zjeść darmowy obiad.
Losowany jest 4 numerek i…
i jest to mój numer. Tak właśnie wygrałem XBOX-a, który działa do dziś. Musiałem, co prawda dokupić telewizor i gry do tej konsoli, ale to szczegół tego szczęścia.
XBOX też mi uświadomił, że trzeba zmienić stancję, bo w pokoju 2 × 2 metry nie ma miejsca do takiego sprzętu.
Był to dla mnie znak, że sprawy się uśmiechną i tak się stało.
Ten XBOX naznaczył nową erę.
Erę spokoju.
Kiedy nadejdzie te szczęście programisty : nie narzekaj bierz się do roboty
Wielu z was zapewne czyta te wpisy, bo sami też przeżywacie podobne słabe chwile. Bycie programistą popłaca, ale początki nie są sympatyczne.
Trzeba być wytrwałym, bo w końcu lepsze czasy nadejdą.
Mój pierwszy okres turbulencji nie był taki ostry. Dla przykładu mój kolega Jakub, o którym wspominam zmieniał pracę 3 krotnie, zanim w końcu napotkał taką, gdzie mógł osiąść na dłużej.
W pierwszej tracił 3 godziny na dojazdy do pracy. W drugiej trafił na tępy projekt z Windows Phonem, który nie miał sensu. W trzeciej pracy zatrudniali wszystkich na masę i na rygorystycznych warunkach. Potem ich testowali, czy potrafią nauczyć się ich systemu w ciągu 2-3 dni. Po dwóch miesiącach zwalniali prawie wszystkich, bo nikt nie spełniał ich standardów.
O ile metoda ciekawa na wychwytywanie talentów, to później plotki się rozeszły i nikt nie chciał tam pracować. Kto lubi być traktowany jak śmieć.
Za czwartym razem mu się udało. W firmie bankowej spędził 18 miesięcy i dobrze się układało.
Zastanawiałem się czy mój okres skakania przez przepaść na drugą stronę raju programistycznego już się skończył, czy jeszcze trwa.
Zakładałem nawet pesymistyczny scenariusz, że coś się może nie spodobać w pracy, którą wtedy miałem i po 4 miesiącach pracy szukanie zacznie się znowu… Oszczędzałem wtedy każdy grosik na taki scenariusz… jednak tak się nie stało.
Moje marzenia o byciu prelegentem wydawały się być na samym dnie. Blog to syf, a o jakim autorytecie swojej osoby mogę mówić, skoro studia i praca wiszą trochę w niestabilnym stanie nad moją głową.
Mimo to, świadomość tego, że dobre czasy programistyczne nadchodzą poczułem się zmotywowany do działania. Narzekanie nic mi nie da, trzeba się brać do roboty.
Postanowiłem skorzystać z wolnego czasu po pracy, który w końcu pojawił się w moim życiu . Wykupiłem domenę i serwer i zmigrowałem bloga z bloggera na swój serwer. Każdy wpis musiałem wkleić ręcznie, więc te dni po godzinach nie były przyjemne. Jednak się udało.
Ta chwila sprawiła, że mój blog może istnieć do dzisiaj. Zawsze mogłem wyrzucić go do kosza.
Pewnego dnia mój współlokator obudził mnie o 19:30 i powiedział “Stefan trzeba szukać stancji”. To chyba już za długo trwa, a mamy jeszcze tylko tydzień na szukanie.
Szczęście jednak tym razem było po naszej stronie. Okazało się, że na Ursusie, a dokładnie w sąsiednim bloku ktoś ma mieszkanie do wynajęcia z dwoma pokojami. Dokładnie takie, jakie chcemy.
Takiego farta w życiu jeszcze nie miałem. A bogini szczęście zdała się mnie odwiedzić już drugi raz.
Jeszcze tego samego dnia o 20:30 porozumieliśmy się z właścicielką mieszkania i ustaliliśmy, że będziemy tutaj mieszkać…i tak się stało.
Akcja przenosi się do sierpnia 2012
W piątkowe popołudnie usiadłem sobie wygodnie. Na wprost mnie stało biurko, a na nim XBOX, telewizor i trzy gry, które kupiłem.
Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczułem uśmiech na twarzy. Czułem, że mój wysiłek został nagrodzony.
A co z marzeniami? A co z próbą byciem prelegentem? A co ze studiami? A co z karierą? A może jakąś dziewczynę trzeba znaleźć? A może jakiś kumpli poszukać? Gdzie to wszystko jest? Kiedy to wszystko będzie?
Wiele rzeczy, mimo wszystko stało pod wielkim znakiem zapytania, ale na chwilę mogę o tym zapomnieć i cieszyć się z życia.
Byłem ambitny, ale może zbyt ambitny. Chciałem osiągnąć wszystko od razu, a na tym etapie życia posiadanie pracy i jej utrzymanie to sukces.
A teraz, w tym momencie spróbuję się cieszyć z tego, co mam. Chociażby z tego XBOX-a.
Rok pobytu w Warszawie minął.
Moje życie zmieniło się na zawsze.
Witaj w nowym świecie. Idź do nowego świata. Do przodu to jedyny słuszny kierunek.
Oto zlepek słów, które pojawiły się w mojej głowie zupełnie jakbym był postacią z jakieś mangi.
Moja definicja sukcesu nie została spełniona, ale mogłem żyć spokojnie.
Do czasu ery nazwanej przez mnie Marszem Śmierci, która nastąpiła rok później, ale to już inna historia.
Gdy sierpień się skończył przeżyłem najbardziej irytujący semestr na uczelni. Do dziś zadaję sobie pytanie, po co ja w ogóle studiowałem?.
O czym następnym razem.