CiszaHistoria NR.8 Nadszedł rok 2013. Będę szczery ten rok był jednym z trudniejszych w moim życiu. Jak więc nie mogłem powitać tego roku siedząc w mieszkaniu, w rodzinnym domu, zastanawiając się na tym jak moje życie nie posuwa się do przodu. Coś w tym było. Rok 2012 oprócz tego, że wymusił poszukiwanie pracy był dosyć spokojny.

Jeżeli czytałeś poprzedni wpis z tego cyklu, to zapewne wiesz jak właściwie pół roku 2012 było niczym innym jak czekaniem, aż te cholerne studia magisterskie się skończą.

To był jeden z moich większych błędów życiowych. Nie można przecież  czekać, aż życie da ci szczęście. Nie możesz  czekać, aż coś się wydarzy lub coś się skończy i będzie być może lepiej. Nie możesz czekać na coś, co nigdy się nie wydarzy, jeśli czegoś nie zrobisz.

Oczywiście w 2012 roku robiłem coś więcej niż czekanie. Pisałem tego bloga i od czasu do czasu chodziłem na randki z tragicznymi skutkami. Niestety nie zmienia to faktu, że tę drugą połowę roku 2012 pamiętam jako “czekanie”.

Zanim nadszedł rok 2013 kupiłem sobie na święta Bożego Narodzenia prezent. Była to maska konia. Z maskami jest związana inna historia. Niestety w roku 2013 żadna z nich się nie wydarzyła.

Z nowym 2013 rokiem zrobiłem kawał współlokatorowi wkładając maskę konia i udając, że piszę kod w Visual Studio, a potem tę maskę schowałem do szafy.

W lutym 2013 r. miałem ostatnią sesję egzaminacyjną, która wyglądała jak losowanie lotto. Był to test wielokrotnego wyboru. Wykładowca  zdał sobie sprawę, że nikt dobrze go nie napisał, więc aby ktokolwiek zdał postanowił nie liczyć punktów ujemnych za zaznaczenie nieprawidłowych odpowiedzi.

Czyli, aby zaliczyć test trzeba było zaznaczyć wszystko. Zdałem ten egzamin na 3 plus i wyszedłem z tej sali z wielką ulgą.

Niestety moje wiwatowanie skończyło się szybko, gdy w pracy dowiedziałem się, że za miesiąc zmieniamy lokalizację, bo firma ma problemy finansowe. Co więcej, zapewne niedługo dostaniemy super poważny projekt, który ma dać firmie duże pieniądze.

Spółka, w której wtedy pracowałem zbankrutowana i padła decyzja by wszyscy pracownicy z innych spółek i firm zostali umieszczeni w jednym pomieszczeniu. Mój szef był super człowiekiem, ale było oczywiste, że osoby stojące nad nami to “biznesmeni”, którzy sterują tymi spółkami i małymi firmami jak marionetkami.

Problem Statusu Quo

Patrząc na dyskusję w pracy było oczywiste, że szykuje się coś bardzo złego.

Lubiłem swoją pracę. Sympatyczni ludzie i atmosfera. Dużo się w niej nauczyłem  i miałem okazję nawet poprogramować na Androida używając Javy. Moje CV urosło na inny poziom. Niestety wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć i ta myśl mnie przerażała.

Czekanie było złe, ale uświadomiłem sobie, że lubiłem to czekanie. Wyjechałem do Warszawy by studiować i pracować równocześnie, ale nie zmieniało to faktu, że nie byłem na to gotowy.

A teraz nie byłem gotowy na cokolwiek, co ma się wydarzyć dalej. Lubiłem Status quo. Praca spokojna, studia irytujące, ale dające ułudę, że coś osiągam. W wolnym czasie pisanie bloga i fantazjowanie o tym, że może kiedyś będę tym prelegentem i moje imię i nazwisko będzie znane w Polsce.

Wtedy w głębi serca jednak czułem, że moje marzenie jest tylko fantazją, która jest nieosiągalna. Oczywiście łatwo jest marzyć i myśleć, że ech .. może kiedyś … niż mierzyć się z rzeczywistością. To też było status quo, które lubiłem.

Uświadomiłem sobie, że tak jak kiedyś lubiłem studia inżynierskie, bo życie po prostu jakoś się toczyło, to teraz pokochałem to życie, bo po prostu jakoś się to wszystko toczy i jest spokojnie. Jest spokojnie, przewidywalnie, przyjemnie nudno.

Nie zmieniało to faktu, że tak już nie będzie, a mrok roku 2013 mnie dosięgnie. Zapewne nie wierzysz w horoskopy. Otóż ja urodziłem się w roku 1988 w roku smoka. Rok 2012 był rokiem smoka. Natomiast rok 2013 był rokiem węża wielkim nemezis dla wszystkich urodzonych w roku smoka.

Nastał więc marzec

Historia tego wpisu dzieje się w marcu 2013

Wiedziałem, że w pracy niedługo zrobi się nieprzyjemnie. Na początku marca wyprowadziliśmy się do nowej siedziby i od razu zaczęły się dziwne dyskusje na temat biurek i krzeseł. Jak się okazało jedna z pracownic została zwolniona dlatego, że w nowej siedzibie nie było dla niej miejsca.

Jeśli to nie jest czerwoną flagą, to nie wiem co nią jest. Pamiętam jak coś we mnie krzyczało, że trzeba stąd uciekać, dopóki mogę.

Na studiach zaczął się czwarty semestr i przy pierwszym zjeździe byłem zdziwiony tym JAK MAŁO MAM ZAJĘĆ

image

Wygrałem. Taka myśl przyszła mi do głowy. Wykładowcy na wykładach mówią, że nie musimy przychodzić. Ćwiczeniowych też mówią, że obecność nie jest wymagana na zajęciach. Nawet jeśli miałbyś przyjść na zajęcia, to plan teraz jest tak poukładany, że można jeszcze zagospodarować pół dnia na swoje potrzeby.

Kogo jednak ja okłamuję. Oprócz konsultacji z promotorem nie było powodu by przychodzić na uczelnię. Pierwszy raz w życiu poczułem co to znaczy, mieć wolny weekend.

Poczułem się jakbym po półtora roku wyszedł z jakiejś piwnicy i zobaczył ponownie słońce. Poczułem się jakbym po półtora  roku w końcu wyszedł z klasztoru w górach i że w końcu mogę żyć jak chcę. Poczułem się jakbym wyszedł z jakiegoś więzienia i smakował na nowo wolność.

Było to wspaniałe uczucie. Słońce świeciło mi w twarz, a po drodze spotkałem paru kumpli z moich studiów inżynierskich. Okazało się, że oni też tutaj studiowali. Opowiedzieli o swoich planach na przyszłość.

Mając weekend dla siebie spacerowałem bo parku obok uczelni PJWSTK .

Później na korytarzu uczelni  spotkałem paru kolegów z mojego kierunku. Dowiedziałem się, że oni nie zaliczyli egzaminu Lotto. Powiedzieli mi, że poprawka sesji była jeszcze trudniejsza. Znowu było losowanie lotto tylko zamiast 8 pytań było ich 49.

Nikt nie zaliczył. Byłem zszokowany i pytałem “…ale jak mogłeś nie zaliczyć egzaminu skoro ten wykładowca to twój promotor”. Na co usłyszałem odpowiedź „no widocznie mogę”.

Zrobiło mi się smutno. Jednakże po krótkim namyśle wyrzuciłem te empatyczne myśli z mojej głowy. Zdałem sobie sprawę jak moje życie jest wspaniałe. Chrzanić to.  Uniknąłem o włos tego syfu związanego z powtarzaniem semestru.

Studia właściwie się skończyły. Wygrałem.

Wygrałem, o tak. Jestem zwycięzcą.

Co prawda muszę jeszcze napisać magisterkę, ale to szczegół. MAM W KOŃCU WOLNE WEEKENDY.

WSZYSTKIE WEEKENDY SĄ WOLNE.

Wezwanie do zmian jednak nadchodzi

Szef wszystkich szefów w tamtej firmie zwołał wszystkich pracowników. Powiedział, że musi nam płacić mniej, bo inaczej zbankrutuje.  Potem była patetyczna mowa o lojalności i byciu firmą jak wierny towarzysz. Jeżeli to nie jest czerwona flaga to nie wiem, co nią jest. Nic tak nie „motywuje” programistów jak wiadomość, że będziesz zarabiał mniej, zwłaszcza gdy w swojej skrzynce masz oferty pracy.

Po tym spotkaniu było dla mnie oczywiste, że trzeba się pakować. To już nie ta sama firma, co wcześniej. Widziałem już za dużo czerwonych flag.

Miałem wtedy rozmowę ze swoim szefem. Szef był bardziej ogarnięty i okazało się pogadał z innymi osobami i razem wpadli na projekt, który sprawi, że wszyscy dostaniem podwyżki i firma wejdzie na nowy poziom.

Lubiłem swojego szefa więc zaakceptowałem ten pomysł. Projekt ten przerodził się w marsz śmierci.

Czasem się zastanawiam czy była to dobra decyzja, ale widać byłem lojalny i lubiłem swoje status quo. Poza tym ten nowy projekt brzmiał jak wyzwanie. Wyznawanie, które udowodni, że jestem dobrym programistą. Jak patrzysz na swoje życie wstecz, to uświadamiasz sobie, że być może nawet takie decyzje musiały się po prostu wydarzyć i tyle.

Burza nadchodzi i zmiany są nieuniknione

Projekt miał się zacząć w drugiej połowie kwietnia.

Nastał więc kwiecień

Na głowie miałem wiec magisterkę i zbliżający się marsz śmierci w pracy. Nie wiedziałem jednak, że na mojej stancji pewne Status Quo zostanie złamane i nic nie będę mógł z tym zrobić.

Mój współlokator mieszkał razem ze swoją dziewczyną i było widać, że coś pomiędzy nimi zgrzyta. Szykowała się kolejna burza, co prawda nie w moim życiu, ale w życiu ludzi, z którymi dzielę ściany. Niedługo moje późne powroty z pracy będą witały krzyki i wrzaski

W pracy szykowała się burza nowego projektu, która da firmie masę pieniędzy.

A na studiach… pojawiała się myśl, że ja zmarnowałem czas na tę głupotę, którą ludzie nazywają studiami. W moim wnętrzu też zbierała się burza niezadowolenia. Czekałem na szczęście. Czekałem na ten moment w życiu, gdy w końcu będę miał to…, ale ta chwila nie nadejdzie, bo marnowałem czas na wszystko inne i czekałem.

Z trzech frontów zbierała się armia i walka. Stojąc na wysokim wzgórzu mogłem na to wszystko patrzeć.

Do zobaczenia w następnym wpisie. Do zobaczenia w marszu śmierci.