PracaHistoria NR.2W poprzednim wpisie krótko opisałem, co musiałem zrobić zaraz po ukończeniu studiów inżynierski.

Tak jak mówiłem wcześniej po pierwszej niezbyt przyjaznej rozmowie kwalifikacyjnej postanowiłem nauczyć się technologii .NET najlepiej jak się da. 

Zaplanowałem 2 lata ciężkiego treningu i ukończenie studiów magisterski.

 

W rzeczywistości trening trwał tylko 2 miesiące. Kumpel Jakub już od jakiegoś czasu zachęcał mnie do przyjazdu do Warszawy. Dlaczego? No cóż, wypadałoby powiedzieć coś o moim najlepszym kumplu.

Opisana historia w tym wpisie opisuje zdarzenia pomiędzy sierpniem 2011 a wrześniem 2011.

Warszawa : best friend

Z Jakubem studiowałem razem Informatykę na tej samej uczelni. Nie mamy właściwie nic ze sobą wspólnego. Wychowaliśmy się w różnych środowiskach .Mamy różne charaktery .Ja interesowałem  się mangą i anime ,a on w ogóle nie wiedział, co to jest. Jedyne co nas łączy to pasja do programowania. A właściwie to fakt, że byliśmy najprawdopodobniej jedynymi osobami, z których roku interesowała technologiami z platformy .NET i co innych mogło zanudzić na śmierć, nas jeszcze bardziej motywowało.

Jakub przeciwieństwie do mnie bardzo wcześniej rozpoczął poszukiwanie w pracy. Już na 3 roku rozpocząć swoje poszukiwania i analizy dotyczące tego, co trzeba umieć, a czego nie.

W ostatnim semestrze zdobył pracę, ale niestety 2-godzinny dojazd do pracy zimą w Warszawie każdego by zniechęcił. W grudniu, kiedy ja pisałem swoją pracę inżynierską, ponieważ pisanie aplikacji zajęło mi za dużo czasu, on otrzymał lepszą propozycję pracy, którą fuksem zaakceptował, ponieważ w okresie świątecznym zepsuł mu się laptop.

Jednak to nie był koniec jego poszukiwań, ponieważ nawet ta lepsza propozycja okazała się chamskim zagraniem ze strony firmy.

W końcu udało mu się znaleźć pracę w miłym i sympatycznym środowisku, ale dopiero za 4 razem.

Nie była to dla mnie pozytywna wiadomość. Szukanie pracy właśnie z powodu tej historii kojarzyło mi się z bólem i cierpieniem.

U Jakuba  zwolniło się miejsce na stancji w Warszawie. Pojawiła się szansa na szukanie pracy i na tymczasowe lokum.  Dał mi on tydzień na decyzję.

W trakcie tego tygodnia pojechałem do Włodawy na jezioro białe, by spotkać paru starych kumpli. Wydawało się, że to jest ten moment i trzeba skorzystać z tej szansy. Miałem jednak mieszane uczucia. Decydującym impulsem okazała się zaproszenie na rozmowę do pewnej firmy X która była pod wrażeniem mojego bloga. Ten osobisty e-mail zrobił na mnie wrażenie, ponieważ wydawał się osobisty i od osoby która poświeciła mojej stronie więcej niż 5 sekund.

Wmówiłem sobie, że to moje przeznaczenie ,że wszystkie zdarzenia z okresu tych miesięcy zbierają się na ten moment. Kto wie, może tak było. Miałem jeszcze parę przyjemnych snów, które jeszcze bardziej mnie zmotywowały. Nie, które okazały się nawet prorocze Uśmiech.

Wrzesień 2011 : Decydujące starcie

Tak rozpoczęły się oficjalne igrzyska poszukiwania pracy.Zero pojęcia o tym, jak wygląda rynek w Warszawie. Zero pojęcia o tym, jak powinien rozmawiać na rozmowie kwalifikacyjnej.  Tylko ja , garnitur ze studniówki i  nabyta wiedza programistyczna oraz zero doświadczenia.

Byłem jednak bardzo pozytywnie nastawiony do tego wszystkiego.

Mój pokój na stancji był mały i – co gorsza – otoczony meblami.  Na razie to mi wystarczyło, ale później był to jeden z czynników, który doprowadził mnie do szału. Mieszkałem tam tylko 8 miesięcy.

Moja druga rozmowa kwalifikacyjna

Byłem pewny, że będę miał to robotę. Pomyślałem, to by była fajna historia, którą bym opowiadał wnukom pierwsza próba i od razu sukces. Zero problemów , zero stresu wszystko by poszło jak po maśle.

Czy tak było?

Oferta pracy była skierowana dla młodych początkujących programistów. Mieli oni być wyszkoleni  z pewnego frameworku i po 3 miesiącach dostać certyfikat i pracę. Naturalnie w trakcie nauki też miałem dostać pieniądze.

Rozmowa dobrze mi poszła i odpowiedziałem na wszystkie pytania w teście na zdolności matematyczne. Przeszedłem do drugiego etapu ,a fakt ,że otrzymałem osobistego e-mail, z zaproszeniem też w tej rozmowie wyszła na dobre. Co mogłoby pójść nie tak.

Na drugiej rozmowie otrzymałem pytanie z wyobraźni przestrzennej. Jednak największy był mój brak zrozumienia opisywanej  figury. Skoro nie mogłem zrozumieć, jak ta figura ma wyglądać naturalnie. Nie mogłem jej sobie wyobrazić, a co dopiero ją obracać. Nigdy czegoś takiego nie robiłem.

Po 15 minutach się podałem. Otrzymywałem potem inne pytania logiczne . Odpowiedziałem  to z lepszy i gorszym rezultatem. Cały proces tych testów miał wykazać czy jestem na tyle zdolny, by opanować ich szkolenie. Jednak prawdziwy gwoździem do trumny okazało się pytania z Javy. Wtedy zdałem sobie sprawę, że w ogóle jak do tej pory w całym procesie rekrutacyjnym nie padło zdanie, w jakim  to języku będę dla nich pisał programy.

Nie jest to przypadkiem najistotniejsza rzecz ,a ja, ponieważ otrzymałem osobistego e-mail z zaproszeniem, to myślałem ciągle, że będę pisał aplikację w .NET i w C#. O tym głównie jest mój blog. Chociaż potem zdałem sobie sprawę, że mój blog nazywa się "Cezary Walenciuk .NET i Java".

Nie wiedziałem kogo winić. Siebie za to, że nie zadałem takiego oczywistego pytania, czy rekrutów, którzy wspomnieli o tym na drugim etapie rekrutacji.

Nie byłem przygotowany na pytania z Javy ,a nie które z nich był bardzo perfidne lub wymagał naprawdę dużej znajomości (specyfikacja kompilatorów Javy). Z drugiej strony wiem, ile niefajnych rzeczy jest w Javie, więc nie wiem, czy chciałbym pisać w tym języku.

Podałem się i byłem trochę załamany. Naprawdę wierzyłem, że uda mi się w pierwszej próbie zdobyć pracę. Na koniec rozmowy powiedziałem, że C# jest lepszy jeżykiem od Javy. Oczywiście zostałem bardzo mocno skomentowany, ale było mi wszystko jedno i nie powiem  trochę, się ucieszyłem.

Dopiero wtedy rozpoczęły się prawdziwe igrzyska w szukaniu pracy.

Turniej w szukaniu pracy

Wcześniej wysłałem tylko 5-4 CV do firm. Odezwała się tylko dwie z nich. Jakub zasugerował mi ,żeby nie robić własnej selekcji na bazie poziomu ogłoszenia, tylko wysłać CV jak leci ,a filtrowaniem nie się zajmie sama firma.

Zrobiłem nawet wpis o tej problematyce.

Tak też zrobiłem. Wysłałem CV prawie do wszystkich ogłoszeń o pracę w serwisie Pracuj.pl i nie tylko.

Jednak uwaga wysłanie CV jak leci, może być dobrą strategią, ale przy szukaniu pracy drugi raz zrozumiałem, że ta metoda ma dużo efektów ubocznych. Lepiej szukać pracy z chirurgiczną precyzją niż z czołgiem.

W trakcie zatwierdzania różnych arkuszy napotkałem się też na ankietowego dziwoląga, który zadał mi pytanie, czy inżynier to też wykształcenie wyższe. Powstał wtedy jeden z najgłupszych wpisów mojego życia i jak widać inne osoby, też mają ten problem.

Wszystko to zrobiłem 3-4 września 2011 roku. W tym samym czasie obejrzałem sobie całą serię filmów z Rocky dla motywacji.

Rozmowy, rozmowy

Dzięki moim intuicyjnym zdolnościom, które widzą w przyszłość, udało mi się wypełnić cały tydzień i następny rozmowami z terminami, na które nikt nie narzekał. Fajne być jasnowidzem i wiedzieć kto zadzwoni do ciebie za godzinne i który dzień będzie mu pasował.

Nie miałem żadnego doświadczenia w rozmowach kwalifikacyjnych co oznaczało ,że tylko przechodząc przez serię rozmów, mogę się nauczyć, jak się rozmawia. Jedna rozmowa na jeden dzień. Zaczynamy od poniedziałku.

Trzecia rozmowa była w banku na stanowisko, na które najprawdopodobniej nawet teraz nie spełniam, kwalifikacji.  W trakcie samej rozmowy nauczyłem się bardzo dużo. Na przykład poznałem odpowiedź na pewne pytanie, które później zadeklaruje moją przyszłość na zawsze. Rekruter pożegnał mnie ze smutną miną. Nie dziwiłem mu się ciężko znaleźć specjalistę z 5-letnim doświadczeniem na podobnym stanowisku bankowym. Natomiast musi przesłuchiwać dziennie 5 osób bez doświadczenia takich jak ja.

Czwarta rozmowa  zawierał dużo pytań logicznych i testów. Sama rozmowa nie była zła, ale w jej trakcie otrzymałem zaproszenie na drugą rozmowę, na którą termin miałem otrzymać później. Nie otrzymałem później takiej informacji. Szczerze już zawiedziona mina rekrutera była dużo bardziej przyjaznym doświadczeniem.

Piąta rozmowa. Jeśli dobrze śledzisz, ten wpis to wiesz, że była to środa Uśmiech. Tutaj trafił mi się naprawdę dziwny proces rekrutacji. Udało mi się przejść przez wszystkie etapy wraz z pewnym innym konkurentem. Nie będę tutaj się o tym rozpisywał ,ale z powodu choroby ostateczna decyzja, który z nas jest zatrudniony, przedłużyła się o dwa tygodnie. Ja w trakcie tego procesu rekrutacyjnego zdałem sobie sprawę ,że chociaż jestem gotowy na perfidne pytania z C# to w ogóle zignorowałem powtórkę z baz danych.  Dosłownie po każdej rozmowie siedziałem dwie godziny na książką o SQL i starałem się sobie przypominać postawy. Akurat w tym procesie był to bardzo ważny argument, ponieważ była to firma farmaceutyczna, która wymagała właśnie tego od swojego kandydata.

Na piątej rozmowie też miałem spokojną rozmowę i z rekrutem oraz z szefem na temat procesu rekrutacyjnego co sprawiło, że podnieśli mnie na duchu i poczułem, że pomimo braku doświadczenie powinien oczekiwać więcej. Co później wypłynęło na mojej dalsze decyzje.

Postanowiłem, nie traci czasu i szukać pracy dalej. Kot w pudełku może być martwy albo żywy, ale o tym będę wiedział dopiero za dwa tygodnie. Ten proces rekrutacyjny dodał mi skrzydeł i naprawdę wtedy uwierzyłem w siebie. Zdałem sobie sprawę, że naprawdę mogę znaleźć pracę pomimo braku doświadczenia.

Szósta rozmowa okazała się kompletną porażką, ale nie z mojej strony. Był to czwartek, było zimno, padał deszcz, byłem głodny. Przyszedłem na rozmowę  i zostałem przywitany przez programistę, który w ogóle nie był przygotowany do tej rozmowy. Na moim własnych oczach czytał mojej CV i zadawał mi pytania, na które można odpowiedzieć bez mojego udziału. Po 3 minutach spytał mnie, czy ja mam jakieś pytania, co wydłużyło całą rozmowę o 2 minuty. Później przyszedł szef, który podobnie jak kolega programista znowu czytał moje CV i zadawał mi te same pytania, co jego kolega.

Coś z tym szefem, dyrektorem było nie tak. Biło od niego chciwością ,a złe traktowanie było widać, chociażby po tym, w jakim sposób zwracał się do kolegi programisty. Przed tymi rozmowami nauczyłem się podstaw mowy ciała dla siebie ,ale nie wiedziałem, że przyda mi się to też w drugim kierunku. Zacieranie rąk na pewno nie jest pozytywny gestem.

Rozmowa w ogóle się nie kleiła. Wydawało się, że to oni ode mnie oczekiwali, listy pytań natomiast powinno być na odwrót. Ostatecznie  chcieli, aby pokazał im swój kod i tylko w taki sposób mogą stwierdzić czy nadaj się do ich pracy. Odmówiłem, ponieważ stwierdziłem, że oni lecą w kulki i tak naprawdę nie poszukują programistów, tylko kolekcjonują ich własności.

Cała rozmowa trwała 8 minut. Wyszedłem wściekły, ponieważ ta rozmowa była kompletną stratą czasu. Nie miałem nic przeciwko gradu pytań, na które nie mogłem odpowiedzieć, ponieważ po takiej rozmowie przynajmniej czegoś się nauczyłem (przykład rozmowa trzecia). To była totalna porażka z ich strony.

Co gorsza, czekanie godzinne w deszczu na tą rozmowę skutkowało później pogorszeniem  mojego stanu zdrowia.

Pierwsza oferta pracy

W piątek byłem umówiony na dwa spotkania. Pierwsze spotkanie okazało się tylko profesjonalny testem na inteligencję, który badał zdolność czytania na zrozumienie oraz zdolności matematyczne na wyższym poziomie, który nawet teraz reprezentuje. Oprócz mnie na test o tej godzinie był umówiony pewien student z 3-letnim doświadczeniem oraz pewien weteran programowani, który wyglądał na 35 lat.

Czułem się nie swojo, ponieważ obie te osoby na pewno reprezentowały lepszy poziom niż ja. Chociaż pan weteran może tylko udawał gentlemana, który nie jedno widział. Z testu otrzymałem wynik średni, ale wcale nie liczyłem na więcej. Oczywiście proces rekrutacji dla mnie zakończył się na tym etapie.

Nie mam pojęcia, jak działają te testy, ponieważ w 10 minut nie jesteś w stanie odpowiedzieć na 30 pytań. Co oznacza ,że albo skoncentrujesz się i rozwiążesz dobrze mniej pytań ,albo będziesz się starał rozwiązać je szybciej bez podwójnego sprawdzenia. Jak dla mnie te testy śmierdzą jakąś psychologią i badają nie tylko twoje zdolności ,ale także twoją adaptację do świadomości ,że nie możesz wypełnić danego celu  w całości. Tak jak normalny test,  który można rozwiązywać od góry do dołu, ten test wymaga od użytkownika alternatywnego podejścia, którego oczywiście nikt nie wpoił w szkole.

Siódma rozmowa nie zapowiadała się dobrze. Byłem umówiony na godzinne 15:00. Byłem zmęczony tym całym tygodniem psychicznie i fizycznie. Już wtedy w swoim ciele miałem uśpionego wirusa grypy. Nie chciałem iść na tą rozmowę chciałem w końcu odpocząć. Czułem, że mój mózg nie wyrabia w nocy z emocjami, które przeżywałem wtedy w dzień.

Miejscem firmy okazał się dosyć mała dziennica z kiepski dojazdem autobusowym. Bez połączenia tramwajowego i metrowego wychodziło na to, że bym przyjeżdżał do pracy jakieś 2 godziny.

Rozmowa była miła i przyjemna. Pytania były też dosyć proste i nawet byłem dumny z siebie, że odpowiedziałem na pytanie ze SQL, na które jeszcze 3 dni temu by nie odpowiedział.

I stało się, otrzymałem propozycję pracy. Udało się powinien się cieszyć nie prawd aż ,ale…

Propozycja pracy miała tylko 2-miesięczny okres próbny oraz za niższą stawkę, o jaką poprosiłem. Rozmowa poszła za szybko więc po tym całym tygodniu i zwłaszcza czwartku zrobiłem się podejrzliwy.

Dzięki temu ,że byłem wtedy jeszcze w obiegu rekrutacyjnym w firmie farmaceutycznej poczułem się na tyle pewnie ,że postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i poprosiłem ich o dwa tygodnie zastanowienia nad tą propozycją.

Zgodzili się, co jeszcze bardziej zwiększyło moje podejrzenia, ponieważ jak widać wielu chętnych, na stanowisko w tej firmie nie było. Wcześniej nawet o tym nie myślałem, ale dojazd do tej firmy też nie był dobry.

I tak z dumą wyszedłem z tego budynku. Tydzień rozmów kwalifikacyjnych zakończył się kotem w pudełku od firmy farmaceutycznej oraz kiepską ofertą pracy, na którą muszę podjąć decyzję w ciągu dwóch tygodni.

Byłem ustawiony. Pomyślałem, znalazłem się sytuacji win-win, czyli w takiej, której mogłem tylko wygrać.

Dlaczego nie zaakceptowałem oferty od razu

Jakub stwierdził, że cała ta sytuacja z czekaniem i nieakceptowaniem oferty pracy jest głupia. Twierdził ,że mogę przecież popracować te 2 miesiące i nawet jeśli nie lubię tej pracy, to mogę w ten sposób poszukać następnej pracy na spokojnie bez żadnego nacisku na pieniądze czy na czas.

Jakub na początku pracował w małej firmie dwa miesiące i dzięki tym dwóm miesiącom miał potem punkt zaczepienia. Co oznaczało, że miał on w takim wypadku racje.

Z drugiej strony w tamtym okresie rozmawiałem z nim i wiem, że te dwa miesiące  wryły mu się negatywnie.

Grudzień też nie wydawał się takim dobrym miesiącem na szukanie czegokolwiek ,a zwłaszcza pracy.

Historia Jakuba uświadomiła ,że znalezienie pracy to tylko jeden z problemów, z którymi trzeba się zmierzyć. Fakt bez doświadczenia może nie powinien wybrzydzać, ale nie miałem ochoty skakać z pracy do pracy ,aż znajdę tą właściwą. NIE

Chciałem osiągnąć coś jeszcze trudniejszego.Chciałem znaleźć pracę, którą będę lubić.  (dramatyczna muzyka)

Nie widziałem w swoim przyszłym CV, wielu punktów w stylu tam pracowałem 2 miesiące tam 3 miesiące i tak dalej i tak dalej. Chciałem znaleźć pracę, w której mógłbym zostać jak na dłużej.

Wiedziałem, że będzie, to trudne samo szukanie pracy jest cholernie ciężkie, a co dopiero szukanie pracy marzeń. Do dodało dużo więcej zmiennych do tego całego procesu.

Dzięki tej firmie farmaceutycznej nabrałem trochę więcej odwagi w podejmowaniu takich decyzji. Jeszcze 3 dni temu zaakceptował taką ofertę od razu.

W tamten weekend wróciłem jeszcze do swojego domu w Białej Podlaskiej. Pogadałem ze swoją koleżanką i widok mojej osoby w garniturze trochę przyspieszyło jej w serduszku.

W tamten weekend nawet chciałem zrobić parę wpisów na blogów na temat konferencji ITAD w Białej Podlaskiej i mojej prezentacji Silverlight 4.0 ,aby się zareklamować jeszcze lepiej.  Niestety seria wpisów nie jest skończona nawet do dzisiaj.

W poniedziałek nie miałem żadnej rozmowy, więc spokojnie wróciłem do Warszawy. Niestety bus Gardena miał otwarte okno przez całą jazdę, co później spowodowało…

Choroba

We wtorek 13 września byłem na rozmowie najprawdopodobniej w największej firmie  w Warszawie, przy której nawet banki się chowają ( z góry mówię ,że nie to nie był Microsoft ani Altkom Uśmiech).

Jak zawsze początkiem całej tej znajomości okazał się mój blog ,co by tłumaczyło, dlaczego w ogóle byłem na tej rozmowie.

Budynek był duży. Ludzie dosłownie jak mrówki latały z pokoju do pokoju, tworząc bardzo  stresującą atmosferę. Mówią krótko stwierdziłem ,że to jest dobra posada ,ale na później w pierwszej pracy nie chciałby dostać załamania nerwowego. Było czuć przez ściany, że w takiej firmie nie liczy się człowiek.

W trakcie rozmowy i rozwiązywania testu zrobiło mi się gorąco. Gdy wróciłem do domu stwierdziłem ,że mam gorączkę. Co by tłumaczyło, dlaczego w trakcie rozmowy z rekrutem miałem nawet mały atak paniki. Mój organizm z godziny na godzinę zaczął szwankować. Hormony odpowiedzialne za odporność na stres skończyły się. Położyłem się i zdałem sobie sprawę, że podróżowanie obok okna oraz stanie w deszczu przez godzinne nie było takim dobrym pomysłem.

Środę 14 września trochę żałowałem swojego słabego wystąpienia.  Co nie zmieniało faktu ,że z nosa leciała mi Niagara. Nie wiedziałem, czy faktycznie firma była tak straszna, czy nagły atak wirusa grypy zdeformował mi rzeczywistość.

Na stancji nie było żadnych leków.Stancja != dom.

Cały dzień spędziłem na oglądaniu starych kreskówek głównie z "Cartoon Network". W Białej Podlaskiej miałem 1 MB Internet tutaj w Warszawie miałem dużo szybszy Internet więc postanowiłem z tego skorzystać. Przywołałem w swojej głowie najbardziej pozytywne wspomnienia z mojego dzieciństwa, jakie tylko mogłem.

Oddaliłem swoje myśli od szukania pracy. Stres nikomu nie pomógł w kuracji.

Tego dnia nawet się cieszyłem, że nikt do mnie dzwoni i nie zaprasza na rozmowy. Nie wiedziałem, kiedy wyzdrowieje. Niby miałem wszystko w garści ,ale choroby nie miałem w parametrach.

Chwila prawdy

W czwartek po południu otrzymałem zaproszenie, na rozmowę rekrutacyjną w firmie K2.  W ciągu 1 sekundy musiałem zdecydować czy w ogóle będę w stanie pojawić się na tej rozmowie ,ale na szczęście założyłem ,że jakby co ją odwołam i się zgodziłem.

W piątek byłem na tyle zdrowy, aby pójść do głównej siedziby firmy i o dziwo rozmowa poszła dobrze. Nawet bardzo dobrze w ogóle tego się nie spodziewałem ,ale podobało mi się sam proces rekrutacji.

Najpierw luźna rozmowa ustalająca fakt o twojej osobie ,a dopiero potem solidne skanowanie twojej solidnej wiedzy.

Poczułem, że wracam do gry w ten piątek. Wiedziałem, że przez ten weekend zgniotę chorobę i w ten tydzień w końcu się wyjaśni, gdzie będę pracował. Pomimo dobrej rozmowy w K2 wciąż liczyłem na tamtą firmę farmaceutyczną.

Niestety firma w poniedziałek miałem ostatni finalne spotkanie rekrutacyjne z szefem wszystkich szefów, który miał zadecydować, którego z dwóch finalistów rekrutacji wybrać. Nie byłem to ja. O zwycięstwie zadecydowałem większe doświadczenie. No cóż, było to przynajmniej logiczne wyjaśnienie. Ja nie miałem doświadczenia i dlatego zawsze odpadałem na starcie każdej rekrutacji.

Wtedy mnie to zabolało. Wiedziałem, że mam alternatywę 2 miesiące pracy gdzieś na odludziu miasta ,ale nawet przez chwile nie myślałem o tym, że faktycznie tam będę pracował. Wierzyłem, że moje przeznaczenie jest w firmie farmaceutycznej ,ale teraz po dwóch tygodniach dowiedziałem się tego samego co każdy mi mówił na start "za mało doświadczenia".

Nie chciałem pracować gdzieś na odludziu…

…ale zaraz przecież jeszcze mam rozmowę.

Tak mam rozmowę jutro w firmie K2. A w środę dopiero muszę potwierdzić, że chce pracować w tam.

Dlatego postanowiłem ,że następnego dnia we wtorek 20 września zdobędę prace w K2 i tak zrobię na nich takie wrażenie, że potwierdzą moją kandydaturę od razu. Jestem wojownikiem kosmosu, mogę wszystko.

No cóż, następnego dnia ten pozytywizm zniknął.  Po tych wszystkich rozmowach, na których wypadałem raz lepiej, a raz gorzej musiałem dokonać cudu. Najbardziej problematycznym parametrem był czas ich decyzji. Jeśli nie będą mogli potwierdzić mojej kandydatury, to, co wtedy zrobię.   Wrzesień zbliża się do końca ,a ja nie mogę studiować i mieszkać w Warszawie za pieniądze mamusi. Może  nie powinien wybrzydzać tej ofert pracy i nawet popracować tam dłużej niż 2 miesiąc, jeśli się postaram.

Przed rozmową kwalifikacyjna  pogadałem ze starym kumplem "Asemblerow-cem", dzięki któremu zregenerowałem wszystkie siły psychiczne, które utraciłem.

Szczęście jednak mnie nie opuściło. Dzięki doświadczeniu z poprzednich rozmów oraz odpowiedziom na perfidne pytanie, które uzyskałem na trzeciej rozmowie w banku...udało mi się. Nawet ich zaskoczyłem, z jaką pewnością siebie odpowiadałem na te pytania.Gdyby to była to moja pierwsza rozmowa, to na pewno bym nie zrobił takie pozytywnego wrażenia.  Wszystkie zdarzenia, które przeżyłem w przeciągu tych 3 tygodni, złożyły się w jeden sensowny puzzle tworzący jeden obraz. Obraz, który pomógł mi zmienić moje życie na zawsze.

Tak złożyło, że oni musieli znaleźć programistę .NET na dzień dobry więc w ciągu 2 godzin mieli oni podjąć decyzję.

Była to decyzja pozytywna.

Z radości pogadałem z moim kumplem Asamblerowcem przez 2 godziny i podziękowałem mu, ponieważ i on przyczynił się do mojego sukcesu.

Byłem tak podekscytowany, że  mogłem stać pod budynkiem K2 całą noc z zahibernowany mózgiem z powodu tego sukcesu.  Czas się zatrzymał ,a ja nie mogłem się doczekać ,aby podpisać umowę jutro oraz odrzucić ofertę pracy spoza miasta.

No cóż, ponieważ każdy może przeczytać moje CV na GoldeLine oraz na Pracuj.pl to zapewne wiesz, że w firmie K2  już nie pracuje. Nie zmienia to jednak faktu ,że jest to sympatyczna firma, która nawet zdobyła pewne nagrody za procesy rekrutacyjne.  Faktycznie tam są geniusze od spraw marketingowych, dlatego warto śledzić ich Facebooka.

Dwanaście dni później rozpocząłem prace w K2. Przez te dwanaście dni przerwy miałem przypomnieć sobie ASP.NET ,ale te 3 tygodnie szukania pracy tak mnie, wymordowało, że odpoczynek był jedyną moją myślą.

Ostatecznie pierwszego dnia z samego rano stanąłem przed budynkiem firmy K2. W mojej głowie przeleciało wiele pozytywny wspomnienie. Wiedziałem, że to dopiero początek prawdziwych wyzwań,  ale nie mogłem zaprzeczyć, że byłem szczęśliwy tak bardzo szczęśliwy, że łzy z moich oczów zaczęły lecieć.  Nic tylko pozostało powiedzieć.

"Udało się!"

"Witaj w nowym świecie"