3 SemestrHistoria NR.7I tak po znalezieniu drugiej pracy i wygraniu XBOX-a w 2012 roku nastały spokojne czasy.
Zacząłem nawet planować co ulepszyć na blogu? Jakie wpisy przygotować?
W pracy absorbowałem dużą ilość wiedzy. Praca była super. Rozwijałem się.
Wszystko było pięknie.
Dopóki nie przypomniałem sobie, że jeszcze studiuję, a skończyła się właśnie przerwa wakacyjna..
Akcja wpisu dzieje się w październiku 2012 roku
Trzeci semestr.
Ten czas okazał się najbardziej wkurzającym doświadczeniem. Ciągle zastanawiałem się, jaki jest cel tych moich studiów. Oczywiście, ponieważ piszę o tym teraz z perspektywy przyszłości, to wiem, że magisterka, jak na razie dała mi tylko prawo do dłuższego o 6 dni urlopu.
Po skończeniu studiów żaden pracodawca nie pytał mnie jakie studia skończyłem. Na tle mojego doświadczenia zawodowego jest to niepotrzebna zmienna.
Studia były jednak ciekawą inspiracją do tworzenia wpisów.
Dwa wpisy wyrażają moje opinie o wykładowcach, jak i o studentach.
Zły Wykładowca. Tyran? Wymagający? A może to twoje lenistwo
Narcyzm studencki, Dlaczego nikt nie lubi młodych ludzi
Dwa wpisy, które powstały w czasach wielkiej irytacji egzaminem z 10 zagadnień w zakresie sztucznej inteligencji.
Kocham te wpisy.
Głupi projekt z K średnich, którego i tak nie zaliczyłem i potem musiałem pisać egzamin.
Kśredni na przestrzeni N wymiarowej
Oto wpis opisujący moją depresję po zrobieniu magisterki.
Studia magisterskie kontra poczucie bezużyteczności samych studiów
A to dwa inne edukacyjne wpisy. Do dzisiaj ktoś mnie pyta o BPMN.
MSMQ i WCF Prosta aplikacja kolejkowa
BPMN modelowanie procesów biznesowych - studencki początek
Nieskończony cykl pisany w wyniku irytacji nad projektem z CORBA.
ZeroC Ice. Alternatywa dla CORBA. C# gada z Javą cz1
Studia magisterskie to naprawdę była strata czasu i ponad 20 000 zł.
Trudno jednak było zrezygnować ze studiów na 3 semestrze. Fakt, faktem tylko ten jeden semestr był przedostatnią przeszkodą, zaraz po pracy magisterskiej do tytułu magistra.
Skąd się brała moja irytacja.
- Żadna wiedza nabyta w tym trzecim semestrze, jak i podczas całych studiów nie okazała się pomocna w życiu zawodowym.
- Wykładowcy w tym semestrze byli wyjątkowo przekonani o swojej misji i “ważności” przekazywanej wiedzy. Miałem wrażenie, że bez przerwy chcą utrzeć nosa studentom. Wykazują inteligencję według swoich własnych zasad, a nie zasad rynku pracy. Reguła prosta “coś się wam nie podoba, to wyjdźcie z sali”, “tutaj uczymy się bez luzactwa i cwaniakowania”. Takie słowa usłyszałem od wykładowcy, mimo iż wszyscy zachowywaliśmy się bardzo kulturalnie.
- Ktoś ułożył plan zajęć z takimi przerwami, że trzeba było być na uczelni od 9:00 do 21:00. O tak jeszcze zdarzało się, że pociąg akurat miał awarię, wiec wracałem na stancję o 23:00.
- Niesamowicie trudny i obszerny egzamin sprowadzony został do pytań i odpowiedzi typu a, b, c, d. Bardziej to wyglądało jak losowanie lotto niż test wiedzy
- Cały ten semestr udowodnił, że wykładowcy niczego nie uczą, a studia sprowadzają się do wywarcia na mnie presji, abym nauczył się czegoś, co i tak mi się nie przyda, a jeszcze za to zapłacę…, ale jak już płacę za te studia, to może przeczytam te 100 stron PDF. Płacę za studia aby sam się uczyć, bo wykładowcy sami nie są w stanie przekazać mi takiej ilości materiału podczas 9 zjazdów.
- Nie zaliczyłem projektu, na który poświeciłem 4 dni tylko dlatego, że podobno stworzyłem go niezgodnie z poleceniem. Polecenie, co ta aplikacja ma robić było bardzo niejasne i rzeczywiście trzeba było jeszcze dopytać się przez e-mail, o co chodzi w tym projekcie.
- Zdarzały się czasami problemy z salami wynikające z tego, że grupa była zbyt liczna.
- Jeden przedmiot wymusił na nas studentach wykonanie pracy zespołowej, która się totalnie nie sprawdza na studiach niestacjonarnych. Tutaj prawie nikt nikogo nie zna, ludzie przyjeżdżają z daleka i odjeżdżają.
- Przedmiot dot. sztucznej inteligencji miał w pewnym sensie aż 9 wykładowców. Co zjazd to inny wykładowca opowiadał o nieco innym zagadnieniu. Ćwiczenia prowadziła jeszcze inna osoba. Nie było możliwości pytania wykładowców, o co chodzi z danym zagadnieniem, bo byli nieosiągalni. Ćwiczenia też miały niewiele wspólnego z wykładami. Na koniec sam egzamin został poprowadzony przez jeszcze innego wykładowcę.
W tym semestrze zdarzyło mi się nie zaliczyć projektu i w nagrodę za to, pisałem egzamin z 11 zagadnień.
Październik-Listopad-Grudzień 2012
Styczeń-Luty 2013
Mógłbym z detalami opisywać swoje doświadczenia, ale zrobiłem to już wcześniej. Na podstawie jednak tych wszystkich doznań, jeśli ktoś mnie spyta, czy warto robić studia informatyczne magisterskie? - moja odpowiedź brzmi NIE.
Ten trzeci semestr był dla mnie torturą. Każda komórka mojego ciała mówiła mi, że to głupie i te wolne weekendy mogę lepiej spożytkować. Zmuszałem się i starałem się też uśmiechać do tych wykładowców, którzy wrzucali trotyl do mojego wnętrza, abym ja i żaden student nie był pyskaty, bo oni mają autorytet i prawo do wpisu w moim indeksie.
Popełniłem jednak poważny błąd związany z tym trzecim semestrem, za który później musiałem zapłacić emocjonalnie.Nieważne jak bardzo irytujące były studia, powinienem się zabrać za siebie i spróbować uzupełnić moją listę celów.
Irytacja jednak tak mnie męczyła, że w rezultacie po pracy, nawet jeśli miałem ten wolny czas, to NIC NIE ROBIŁEM.
Mogłem jakoś zagospodarować wolny czas, ale ten wewnętrzny konflikt sprawiał, że nie mogłem na niczym innym się skoncentrować. Lenistwo? Czy gniew na samego siebie? Frustracja?
Moje życie nie posunęło się wcale do przodu. Z tego powodu czułem się przegranym.
To, co było dla mnie ważne musiało poczekać.
To, co dla mnie jest ważne - jest nieistotne.
Blog, przemawianie, marzenia to nie jest tak ważne, jak bycie magistrem.
Szukanie znajomych po Warszawie to nie jest też tak ważne, jak tytuł magistra.
Bycie sobą i w zgodzie ze sobą nie jest też tak ważne, jak magister.
Z tym chaosem w sercu i akceptacją tego, że studia nieważne, jak bardzo mnie irytują, to muszą zostać skończone: siedziałem i gapiłem się, a to na ścianę, a to na laptopa, a to w okno.
Jak Zombie.
Siedziałem po ciemku oglądając głupoty na YouTube. Uruchamiałam sobie od czasu do czasu XBOX-a.
Patrzyłem na kalendarz jak upływają dni i miesiące. Zaraz to się skończy i wtedy będę miał moje życie.
Jeszcze tylko Listopad i Grudzień i Styczeń. Jeszcze tylko Grudzień i Styczeń. Jeszcze tylko Styczeń.
Dni miały. Niech to po prostu się skończy.
Moje życie jak kaseta VHS lub płyta DVD muszę tylko wcisnąć FAST-FOWARD. Za miesiąc jest moim dzisiaj. Za tydzień jest moim dzisiaj. Jutro jest moim dzisiaj.
Ostatni egzamin został zaliczony.
Pomyślałem sobie wreszcie. Teraz nadchodzi moja ERA. Mam całą listę rzeczy do zrobienia.
Do biura w pracy przychodzi szef i oznajmia, że zmieniamy lokalizację, a zaraz potem bierzemy się za super poważny projekt.
Tak zaczęła się ERA Marszu Śmierci.